- Ruszaj Shellder!
Rzuciłem pokeball z którego po kilku sekundach wyskoczyła moja wodna podopieczna. Miała już za sobą lekcje teoretyczne, teraz nadszedł czas by zabrać się za praktykę.
- Po prostu postaraj się wykonać ten cios.
Czyli tak jak czyniłem zawsze. Moja podopieczna po prostu musiała kombinować. Miałem nadzieję, że może uda jej się wymyślić jakiś sposób na wykonanie ataku. Clara nie potrafiła jednak wykonać niczego ciekawego i atak jej nie wychodził.
- Próbuj dalej.
Dopingowałem moją podopieczną.

Shellder - Wodny Wir (3)

No i na koniec pozostał mi trening z moją małą muszelką.
- Pokaż się Claro!
Z pokeballa wyskoczyła moja wodna podopieczna gotowa do trenowania.
- A więc do dzieła. Wodny wir!
Polecenie nieco zaskoczyło pokemona, ale ta po chwili zawahania spróbowała i oczywiście próba ta zakończyła się fiaskiem.
- Nic nie szkodzi... Spróbuj jeszcze raz!
Niestety ta próba także nie przyniosła niczego nowego.
- Dawaj dalej!
I każda kolejna była zwykłym niepowodzeniem.

Shellder - Wodny Wir (4)

Przybywam na polowanie

Przychodzę na polowanie.

Matt z uśmiechem na twarzy przybył na kolejne w jego życiu polowanie. Gdzieś słyszał plotki, iż tym razem ma się ono odbyć na pokemona typu wodnego, a jemu taki by się przydał. Nie ma co ukrywać. Chłopak ruszył więc zdeterminowany na miejsce zbiórki. Stanął, rozglądając się radośnie. Wiatr delikatnie rozwiewał mu włos, przez co znów wyglądał... słabo. Na głowie miał takie wielki nico. Tak czy inaczej, sprawdził jeszcze czy ma wszystkie potrzebne mu rzeczy. Miał wszystko - mógł ruszyć polować.

Siedziałem w domu od tygodnia w pochmurnym nastroju, który z dnia na dzień tylko się pogarszał. Wszystko było takie szare, smutne, beznadziejne. Jak co dzień wszedł na faceboka, na grupę Pokemon - Johto w celu przejrzenia wiadomości dnia. Moim czom ukazało się ogłoszenie polowania w Zatoce Skorupiaków. Pomyślałem sobie "czemu nie, i tak siedzę bezczynnie w domu". Spakowałem więc manatki, zjadłem śniadanie i zdrzemnąłem się do godziny osiemnastej. Po przebudzeniu się odświeżyłem umysł i ciało i wsiadłem do autobusu jadącego na dzisiejsze miejsce polowania.

Przybywam na polowanie

Stoicie nad brzegiem zatoki zachęceni ogłoszeniem. Teraz macie do wyboru iść brzegiem w lewo, albo iść brzegiem w prawo. Jest jeszcze trzecia opcja, w pław zatoką, ale to jedynie dla hardcorów.

Kolejka:
Roxie
emequaza
Matt
Jazon

Idę w prawo.

Idę brzegiem w lewo.

Matt rozejrzał się. Jak zwykle - trudny wybór. Matt mógłby pobawić sie w hardkora, ale po co ryzykować. Wolał skupić się na polowaniu. Prawo - lewo... chłopak, jak zwykle lewicowy, ruszył w prawo. Bo czemu nie. Dla odmiany można pobełtać se we łbie i ruszyć w drugą stronę. Chłopak cały czas się rozglądał, wypuścił dodatkowo Cottonee, by obserwowała całość z góry. Przyda się jakieś powietrzne wsparcie.

Przybiegłem na teren Zatoki. I załapałem się jeszcze na polowanie. Idę w prawo brzegiem.

Achhh.... Zapach soli unosił się w powietrzu. Mogłem wybrać dwie ścieżki ... lub zaryzykować i wypłynąć na ocean. Wybór nie był zbyt trudny. Miałem już dosyć monotonni, nudy i bezpieczeństwa. Musiałem zrobić coś szalonego. Wypuściłem z balla swojego Buizela - Nathana. Weszliśmy do wody, złapałem się go mocno i Wypłynęliśmy. Jeśli mam taką możliwość wypuszczam z balla Corpisha, aby ten zbadał dno i mnie informował. Sam zaś spokojnie płynąłem z drobną pomocą swojego Nathana, która miała jedynie zwiększyć tempo pływania, gdyż pływać umiałem, ale nie za szybko. Jeśli z wody wystaje jakaś skała, to podpływamy do niej, siadamy na niej i łapiemy oddech, by dalej w dwójkę (lub trójkę jeśli Corpish może zostać wypuszczony) wyruszyć w w drogę.

Prawo: Roxie, Matt, Sin.
Idziecie sobie żwawo a tu po paruset metrach widzicie ujście rzeki i co teraz ?

Lewo: emequaza
Idziesz i idziesz a tu nudy i nic się nie dzieje. Po pewnym czasie droga biegnie w górę i zaczyna się klif.

Jazon sobie pływa i się chłodzi w wodzie. Póki co mu nic nie przeszkadza, ale i nic się nie dzieje.

Kolejka:
Roxie
emequaza
Matt
Jazon
Sin

Jeżeli da się przejść przez rzekę to przechodzę, jeżeli nie to wypuszczam Charizard, aby mnie przeniosła.

Wspinam się na klif i gdy będe na górze idę dalej ścieszką.

Nudy, nudy nudy. Ale tak często zaczynają się najlepsze akcje. Matt kroczył sobie spokojnie przed siebie. Rozglądał się dookoła, pytając od czasu do czasu Cottonee, czy niczego nie wypatrzyła. Wziął głęboki wdech. W końcu zauważył ujście rzeki. Miał teraz w sumie dwie opcje. Albo będzie przechodził przez rzekę i szedł dalej, albo ruszy w jej górę. Postanowił ruszyć wraz z rzeką, oddalając się od Zatoki. Takie typowe, ale jednak. W razie czego przecież zawsze może przejść na drugą stronę. Chłopak cały czas uważnie się rozglądał.

Jak na razie nic ciekawego nie zauważyłem, jednak już coś poczułem, poczułem tę ekscytację, podniecenie, nutkę nerwów. Rozejrzałem się za najbliższą skałą (bo w końcu jesteśmy w Zatoce), do której podpływam z Nathanem. I:
- wypuszczam Corpisha, by zbadał dno, poszukując pokemonów, lub czegoś, co zwróci jego uwagę.
- następnie Zubata, aby z lotu ptaka sprawdziłem najbliższą okolicę, i w razie czego mnie zawiadomił.
Ja zaś siedząc na tej skale obserwują morze, ocean ... ciul wie co to jest, z geografii zawsze byłem kiep. Szukając ciekawostek zmawiałem różaniec na rękach.

Wypuszczam Dragonite'a i wsiadam mu na grzbiet. Przelatujemy na drugą stronę.

Prawo:
Roxie i Sin przelecieli nad rzeką i z lotu ptaka dostrzegli przystań rybacką. Tam są łódki z wiosłami, idealne na połowy.
Matt natomiast poszedł w górę rzeki i teraz błąka się w bujnych chaszczach.

Lewo:
emequaza wspinał się odważnie na klif, jednak nie był do tego przygotowany i spadł. Chłopak tak się potłukł że nie miał sił na dalsze poszukiwania i został przeniesiony do szpitala. To dla niego koniec polowania.

Jazon pływa dalej ale taka eskapada w pław jest strasznie męcząca, nawet ze wspomaganiem. Do tego jego ruchy zwróciły czyjąś uwagę i już po chwili baraszkował w paszczy Gyardosa. Po tym posiłku wskrzesiła go wróżka zębuszka i koniec zabawy.

Kolejka:
Roxie
Matt
Sin

Poprosiłam Charizard, aby mnie postawiła koło przestrzeni rybackiej. Potem biorę jedną łódkę i płynę na łowy.

Matt wycofał więc do pokeballa Cottonee i wypuścił Quilavę. Jest jakiś lepszy sposób na utorowanie sobie drogi, niż spalenie zalegającej na niej chaszczy? Chłopak wyszedł więc z gąszczu, stanął naprzeciwko niego.
-Quilava, użyj Miotacza Płomieni i wypal te krzaczory. - powiedział z uśmiechem. Kiedy już Quilava zakończył swoją robotę, Matt ruszył dalej czystą drogą. Cały czas rozglądał się uważnie. Był czujny, ostrożny.
-Wypatruj czegoś Quilava - dodał po chwili do pokemona.

Dragonite postawił mnie przy przystani rybackiej. Schowałem go do pokeballa i sam wsiadłem do łódki, a następnie wypłynąłem połowić.

Roxie i Sin wsiedli na łódki po czym w morze, tylko czy mają odpowiedni sprzęt ?
Matt tymczasem sfajczył krzaczory a przy okazji siebie, biedak stał się pieczonym mięsem.

Kolejka:
Roxie
Sin

Wędki jako takiej nie mam, więc rozglądam się uważnie dokoła siebie, znalazłam jakiś haczyk, patyk i kawałek żyłki. Robię z tego wędkę i zaczynam łowić.

Wypuszczam swojego Swamperta do wody i każę mu zwiedzać głębię wód.